Torfowiska pod Zieleńcem
Niedziela, 19 października 2014
· Komentarze(2)
Obudziłam się z nadzieją że będzie słoneczny dzień , podnoszę rolety i już wiem że trzeba budzić Juniora :) . Pakowanko , śniadanko i ruszamy . Cel Torfowiska pod Zieleńcem , jedno z moich ulubionych miejsc w okolicy .
Już w Jeleniowie okazuję się że Junior pod domem zostawił butelkę z piciem , więc w Lewinie robimy zaopatrzenie .
Ruszamy w stronę Olesnicy w Orlickich Górach
Po drodze mijamy schronisko , górską chatę w Čihalce, tu Junior zarządza przerwę , przed podjazdem do Zieleńca
Trasę rozkładamy na raty , Młody po wakacjach mało jeżdził , więc kolejny przystanek planujemy na punkcie widokowym , żeby się chłopak nie zniechęcił , a że obiecałam mu że to wycieczka nie trening wiec trzymam się planu i nie poganiam .
Po drodze mijamy szwagra , śmignął nam tylko niczym superman,ledwo go poznałam :)
Pogoda dziś idealna na zdjęcia , co prawda temperatury już da się odczuć , ale widoki rekompensują wszystko.
Na punkcie widokowym prawie pusto , cykamy kilka fotek i pniemy się do Zieleńca.
A tam , krajobraz jak z bajki , tu zostajemy chwile dłużej , żeby napawać się widokiem .
Cel wycieczki już blisko , jeszcze tylko jeden podjazd w Zieleńcu i już dzida z górki aż do parkingu pod Torfowiskami
Tu zastaje nas, nic innego jak wycinka , do tego widoku już chyba zaczynam się przyzwyczajać bo w Parku Narodowym Gór Stołowych mamy to co rusz , widać taka moda nastała ;/
A tu czekał nas solidny podjazd , po nie ciekawym podłożu , jakoś nie lubię tych luznych średnich kamoli wymieszanych z liśćmi , ciągniemy się do góry mijając turystów niedzielnych którzy chyba nie tolerują rowerzystów bo na nic dzwonek , i przepraszam , oni idą i maja resztę w d..., więc ile się da poboczami i kałużami mijamy co kawałek nowych turystów , rozwrzeszczane dzieciaki , i jesteśmy już u celu .
Na górze zastajemy nowiutkie wyremontowane kładki , jak ostatni raz tu byłam to pomosty były w rozsypce , teraz wszystko pachnie świeżym drewnem , nie wiem czy rowerem można tam się poruszać ale jedziemy :) zakazu jako takiego nie było
Zawsze ciekawiła mnie droga za rezerwatem , kawałek pojechaliśmy tam gdzie kiedyś były kładki i ścieżka edukacyjna teraz nie ma przejścia , ale i tu jest niespodzianka , faceci pewnie tego problemu nie znają , ale kobiety nie zawsze mają gdzie komfortowo pójść na stronę , wielkim zaskoczeniem dla mnie toitoi na szlaku :) to że jest to jeszcze nic , ale jest czysty , nie zniszczony , nie zdewastowany , brawo za pomysł :D
Wracamy tą samą drogą bo czeka nas jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia , wieża widokowa , tutaj też wyremontowano kładkę i poręcze . Z wieży jest mega widok na stoki Zieleńca i na lasy dookoła.
Przez Duszniki
jedziemy do Kulina i po woli wracamy w kierunku Kudowy , no nie tak całkiem po woli
, bo gdzieś w okolicach Gołaczowa orientuje się ze nie ma Młodego , staje , czekam i nagle w oddali słyszę dzwonek , nasz dzwięk rozpoznawczy w razie jak coś się dzieje , wracam do góry i widzę Juniora niosącego rower.
Zablokowane , przednie koło , obity bark porozdzierane zakrwawione ubrania , ostatni wyjazd w sezonie , miało być miło , bliskie spotkanie z asfaltem przy 40 km/h :/ Jak to młody powiedział -życie mi przed oczami przeleciało .Ważne że głowa cała , jak zaczynał jeżdzić to z oporem kask zakładał , teraz chyba położy go na honorowym miejscu w garażu ;)
Dobrze że to tylko tak się skończyło
A tak na marginesie , tych co na rowerach nie jeżdzą prócz siniaków i innych kontuzji , omija taki cudny widok :)
Już w Jeleniowie okazuję się że Junior pod domem zostawił butelkę z piciem , więc w Lewinie robimy zaopatrzenie .
Ruszamy w stronę Olesnicy w Orlickich Górach
Po drodze mijamy schronisko , górską chatę w Čihalce, tu Junior zarządza przerwę , przed podjazdem do Zieleńca
Trasę rozkładamy na raty , Młody po wakacjach mało jeżdził , więc kolejny przystanek planujemy na punkcie widokowym , żeby się chłopak nie zniechęcił , a że obiecałam mu że to wycieczka nie trening wiec trzymam się planu i nie poganiam .
Po drodze mijamy szwagra , śmignął nam tylko niczym superman,ledwo go poznałam :)
Pogoda dziś idealna na zdjęcia , co prawda temperatury już da się odczuć , ale widoki rekompensują wszystko.
Na punkcie widokowym prawie pusto , cykamy kilka fotek i pniemy się do Zieleńca.
A tam , krajobraz jak z bajki , tu zostajemy chwile dłużej , żeby napawać się widokiem .
Cel wycieczki już blisko , jeszcze tylko jeden podjazd w Zieleńcu i już dzida z górki aż do parkingu pod Torfowiskami
Tu zastaje nas, nic innego jak wycinka , do tego widoku już chyba zaczynam się przyzwyczajać bo w Parku Narodowym Gór Stołowych mamy to co rusz , widać taka moda nastała ;/
A tu czekał nas solidny podjazd , po nie ciekawym podłożu , jakoś nie lubię tych luznych średnich kamoli wymieszanych z liśćmi , ciągniemy się do góry mijając turystów niedzielnych którzy chyba nie tolerują rowerzystów bo na nic dzwonek , i przepraszam , oni idą i maja resztę w d..., więc ile się da poboczami i kałużami mijamy co kawałek nowych turystów , rozwrzeszczane dzieciaki , i jesteśmy już u celu .
Na górze zastajemy nowiutkie wyremontowane kładki , jak ostatni raz tu byłam to pomosty były w rozsypce , teraz wszystko pachnie świeżym drewnem , nie wiem czy rowerem można tam się poruszać ale jedziemy :) zakazu jako takiego nie było
Zawsze ciekawiła mnie droga za rezerwatem , kawałek pojechaliśmy tam gdzie kiedyś były kładki i ścieżka edukacyjna teraz nie ma przejścia , ale i tu jest niespodzianka , faceci pewnie tego problemu nie znają , ale kobiety nie zawsze mają gdzie komfortowo pójść na stronę , wielkim zaskoczeniem dla mnie toitoi na szlaku :) to że jest to jeszcze nic , ale jest czysty , nie zniszczony , nie zdewastowany , brawo za pomysł :D
Wracamy tą samą drogą bo czeka nas jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia , wieża widokowa , tutaj też wyremontowano kładkę i poręcze . Z wieży jest mega widok na stoki Zieleńca i na lasy dookoła.
Przez Duszniki
jedziemy do Kulina i po woli wracamy w kierunku Kudowy , no nie tak całkiem po woli
, bo gdzieś w okolicach Gołaczowa orientuje się ze nie ma Młodego , staje , czekam i nagle w oddali słyszę dzwonek , nasz dzwięk rozpoznawczy w razie jak coś się dzieje , wracam do góry i widzę Juniora niosącego rower.
Zablokowane , przednie koło , obity bark porozdzierane zakrwawione ubrania , ostatni wyjazd w sezonie , miało być miło , bliskie spotkanie z asfaltem przy 40 km/h :/ Jak to młody powiedział -życie mi przed oczami przeleciało .Ważne że głowa cała , jak zaczynał jeżdzić to z oporem kask zakładał , teraz chyba położy go na honorowym miejscu w garażu ;)
Dobrze że to tylko tak się skończyło
A tak na marginesie , tych co na rowerach nie jeżdzą prócz siniaków i innych kontuzji , omija taki cudny widok :)